poniedziałek, 23 lutego 2015

Pionki nowożytnych gier z elbląskich badań

Wśród licznie odkrywanych, głównie w elbląskich latrynach, przedmiotów datowanych na okres od XVI do początków XIX wieku niezbyt dużo jest takich, które są świadectwem uprawianych przez mieszkańców nowożytnego miasta gier i zabaw. Co ciekawe, znacznie więcej takich przedmiotów odkrywano dotychczas w warstwach datowanych od XIII w. do XV w. Trudno jest określić przyczynę tego zjawiska. Czy świadczy to o znacznie większym oddawaniu się grom i zabawom średniowiecznych elblążan, czy jedynie jest to dosyć przypadkowe?
Być może do gry w warcaby lub do innej gry planszowej służył kościany krążek o średnicy 40 mm z otworem w środku, ozdobiony dwoma rytymi liniami. Na podstawie kontekstu odkrycia należy go datować najwcześniej na XVIII w., być może nawet na jego drugą połowę. 

pion do gry z 2. poł. XVIII w.
(Archiwum MAH)

Prawdopodobnie znacznie bardziej popularna była gra w domino. Dwie z odkrytych kości domina pochodzą prawdopodobnie z jednego kompletu. Świadczą o tym ich identyczne wymiary (21,5 x 38 mm, 23 x 38 mm) oraz identyczna technika wykonania. Jedna z tych kości miała układ oczek 5:5, druga 5:8. Trzecia kostka o szerokości 18,5 mm i długości 40 mm miała układ oczek 1:9, czwarta to - to układ oczek 1:1. 
Na obecnym etapie trudno jest określić, czy są to wyroby rzemieślników miejscowych, czy też zostały przywiezione do Elbląga z innych ośrodków.

"Elbląskie" kości do gry w domino
(Archiwum MAH)

Również dosyć tajemnicze jest pochodzenie gry (z wyjątkiem kraju, w którym powstała) i początek jej znajomości w Europie. O różnych legendach i poglądach na temat czasu powstania tej gry można przeczytać również sieci, na HistMag.org. W większości opracowań dotyczących gier najczęściej przyjmuje się, że krajem pochodzenia domina są Chiny, ale już okres powstania nie jest w pełni wyjaśniony. Także czas dotarcia domina do Europy nie jest znany. Niektórzy przypuszczają, że mogła ona tu trafić już w XIII w., oczywiście przywieziona z Chin przez Marko Polo, ale trudno dociec na jakiej podstawie te przypuszczenia są wysnuwane, ponieważ brak jest dotychczas dowodów, że gra ta znana była w Europie już w tym okresie. 
Jest natomiast pewne, że domino staje się popularne w XVII i XVIII w. W oryginalnym dominie komplet kości składał się z zestawu 21 kości oznaczonych oczkami w ilości od 1 do 6. W krótkim czasie ilość kostek wzrosła do 28 poprzez dodanie 7 czystych. Warianty z większą ilością oczek (7, 8 i 9) są modyfikacjami, które rozpowszechniły się później. Biorąc pod uwagę kontekst znalezienia oraz powyższe spostrzeżenia na temat rozwoju gry, kości domina odkryte w Elblągu można datować ogólnie na XVIII wiek. 
Z opracowanych przez Andrzeja Grotha elbląskich ksiąg cła palowego można się dowiedzieć, że do Elbląga drogą morską przywożono karty do gry. Ich dostawy zawijały do elbląskiego portu w przynajmniej w roku 1585, 1607, 1653, 1657, 1675, 1686. Jednak ich nietrwałość jest prawdopodobnie przyczyną tego, że jak dotychczas nie zostały one odkryte w "archeologicznych skarbonkach" Elbląga....



Podczas pisania wykorzystano:

E. Glonnegger, Leksykon gier planszowych. Geneza, zasady i historia, Warszawa 1997.
W. Endrei, L. Zolnay, Fun and Game In Old Europe, Budapest 1986.
A. Groth, Statystyka handlu morskiego portów Zalewu Wiślanego w latach 1581-1712, Wrocław-Warszawa-Kraków 1990

środa, 18 lutego 2015

O miłości i innych demonach

W minioną sobotę przypadł Dzień Świętego Walentego, święta budzącego zawsze wiele emocji. Młode pary wyczekują go niecierpliwie (szczególnie damska strona), inni precyzyjnie planują jego oprawę, część stara się ignorować, a niektórzy upatrują w nim  nawet przejaw indoktrynacji Zachodu. Pomijając wątek Św. Walentego - obrońcy osób ciężko chorych i niepełnosprawnych - od kiedy właściwie istnieją Walentynki? Oczywiście dłużej niż mogłoby nam się zdawać. 
Święto to jest obchodzone w krajach południowej i zachodniej Europy od czasów średniowiecza. Pozostała część kontynentu przyłączyła się do tej zabawy troszkę później. Samuel Pepys w swoim dzienniku wielokrotnie opisuje jak dzień ten celebrowano. Dobierano się w pary, często drogą losowania, wybierając odpowiednio: mężczyźni swoją Walentynę, a kobiety swego Walentego. Nie obywało się bez drobnych upominków, a kończyło zakrapianą biesiadą i tańcami do białego rana. Choć opis ten tyczy się czasów nowożytnych, dzięki zachowanym źródłom pisanym możemy sądzić, że forma zabawy w średniowieczu była podobna. Obchodzenie tego święta jest jak widać głęboko zakorzenione w europejskiej tradycji. Jednak status samej miłości, jako pojęcia w czasach średniowiecza, jest kwestią bardziej skomplikowaną.

Pugilares, XV wiek, Stare Miasto Elbląg (fot. A. Czuba)
Przestawienie wytłoczone na skórzanym pugilaresie świetnie obrazuje propagowaną w tym okresie ideę miłości. Uczucia czystego i miłego Bogu, z jednoczesnym napiętnowaniem jego cielesnego aspektu. Przykładów na temat damsko-męskich stosunków, nie do końca zgodnych z nauką Kościoła, jest wiele, choćby w XIV-wiecznym dziele Boccaccia - Dekameronie. Opowieść czwarta pt. Ciężki grzech, opisuje historię mnicha, który dopuścił się cudzołóstwa. Mnich kary uniknął, przyłapując przeora na tej samej przewinie. Mężczyznom zwykle wybaczano słabość w nieposkromieniu żądz, kobiety w tej kwestii musiały liczyć się z silnym społecznym ostracyzmem.
O tym, że cielesne uciechy nie były obce ludziom średniowiecza świadczą też odnajdywane na stanowiskach archeologicznych przedmioty o zabarwieniu stricte erotycznym. Niektóre z nich to małe, cynowe lub ołowiane plakietki, kojarzone zwykle z ruchem pielgrzymkowym. Najczęściej przedstawiają postacie świętych patronujących danym ośrodkom, jest jednak grupa tego rodzaju zabytków o ikonografii raczej mało świętobliwej. Warto pamiętać, o czym pisaliśmy już w poprzednich postach, że średniowieczne pielgrzymki były rodzajem ówczesnej turystyki, a ofertę dostosowywano do gustów odbiorców.

Plakiety średniowieczne: 1.Arnemuiden (1425-75) [źródło: www.differentvisions.org], 2. Brugia (1375-1450), 3. Vlaardingen (1375-1450) [źródło: www.jalc.nl]
Na terenie Elbląga dotychczas takich plakiet nie odnaleziono, nie dowodzi to jednak pruderii jego mieszkańców. Za przykład posłużyć może odnalezione podczas badań, na terenie mieszczańskiej parceli przy ul. Rzeźnickiej, naczynie o charakterystycznym kształcie. Trudno odgadnąć jego przeznaczenie. Mogło być naczyniem zawierającym eliksir wspomagający potencję lub po prostu zabawnym przedmiotem służącym rozrywce. Wykonano go najprawdopodobniej w jednym z nadreńskich, czeskich lub niderlandzkich warsztatów, specjalizujących się w wytwarzaniu szkła. Podobne naczynia, wykonane również z gliny, znane są ze stanowisk archeologicznych w Zachodniej Europie.

Naczynie w kształcie fallusa, XV/XVI wiek [Elbląg, Stare Miasto] (fot. archiwum MAH)
Miejscem najbardziej sprzyjającym frywolnym kontaktom towarzyskim były łaźnie. Atmosfera relaksu i swoboda panująca w łaźniach czyniła z nich popularne miejsce schadzek kochanków oraz świadczenia seksualnych usług. Istnieje wiele źródeł ikonograficznych przedstawiających pary kochanków, którym towarzyszom osoby postronne: muzycy, obsługa dostarczająca przekąski i napoje oraz inni użytkownicy łaźni.

Miniatura z Factorum Dictorumqe Memorabilium ok. 1475 [domena publiczna]
Władze kościelne i świeckie musiały pogodzić się z istnieniem zjawiska prostytucji. Zauważył to już w swoich rozważaniach św. Tomasz z Akwinu twierdząc, że "prostytucja należy do społeczeństwa jak kloaka do najwspanialszego pałacu [...] gdyby się ją usunęło, cały pałac zacząłby cuchnąć" [Tomasz z Akwinu Opuscula, XVI, Paryż 1975, s. 14]. Domy publiczne działały oficjalnie w większości miast, wydawano na nie specjalne koncesje, a zyski z nierządu zasilały miejskie kasy. Nadzór nad tego rodzaju usługami sprawował kat, a prawo do wykonywania zawodu miały tylko koncesjonowane prostytutki. Korzystanie z ich usług raczej nie było postrzegane jako coś zdrożnego i nagannego. Dostrzegano w nich szanse zapewnienia bezpieczeństwa na ulicach porządnym kobietom i córkom mieszczan.
Epoce średniowiecza i nowożytności nieobce było także pojęcie pornografii. Choć słowo to, pochodzące z greckiego, weszło do języka zachodniej Europy dopiero w XIX wieku, przykładów sprośnych przedstawień jest wiele. Pojawiają się one na rycinach, przedmiotach użytkowych, kaflach, flizach a nawet formach cukierniczych.

Kafel malowany, XVIII wiek (fot. archiwum MAH)
Forma do pierników, 2. połowa XVII wieku (fot. archiwum MAH)
Niektóre z tych przedstawień są bardzo dosłowne, inne dyskretnie wieloznaczne jak obraz Gerarda Terborcha ukazujący rzekomo scenę domową, w rzeczywistości mogący przedstawiać miłosną transakcję. Dwuznaczność sceny ukazanej na obrazie nie umknęła uwadze znakomitego polskiego poety i eseisty Zbigniewa Herberta, który określił ją mianem "paradoksu, polegającego na wpisaniu moralnie nagannego zdarzenia, w nienaganne, przesycone cnotą i szlachetnością dekoracje". 

Gerard Terborch Ojcowskie napomnienie 1654 [domena publiczna]


Zainteresowanych tematem, który tutaj z braku miejsca potraktowano dość pobieżnie, odsyłam do lektury:
P. Dufour Prostitution and sexuality in medieval England Oxford 1996
J. Rossiaud Prostytucja w średniowieczu Warszawa 1997
Hisoria prostytucji. Od czasów najdawniejszych do XX wieku Gdynia 1998
R. Mazo Karras Seksualność w średniowiecznej Europie Warszawa 2012


wtorek, 10 lutego 2015

O średniowiecznym warsztacie złotnika. Przygotowanie surowców.

Mnich Teofil podaje też metody czyszczenia srebra potrzebnego do wyrobu określonych przedmiotów. Do glinianej czarki należało wsypać przesiany popiół, do którego dolewało się wody i rozprowadzało cienko wewnątrz naczynia i suszyło nad ogniem. Po wysuszeniu, czarkę stawiało się naprzeciw otworu pieca, tak, aby wiało na nią powietrze z miecha i dokładało trochę węgli, dmuchając aż się rozżarzy. Następnie wkładało się do czarki srebro, na wierzch trochę ołowiu, a na to jeszcze rozżarzone węgle aby ołów się roztopił. Dmuchając, odsuwało się ołów, ale gdy srebro nie było jeszcze czyste, czynność powtarzało się, aż do momentu, gdy można było zauważyć, że srebro kipi i pryska - wiadomo było wtedy, że cyna i mosiądz jeszcze były z nim zmieszane. Należało więc połamać niewielki kawałek szkła i wrzucić go na srebro, dodać ołowiu, położyć na to węgle i mocno dmuchać. Po odsunięciu pozostałości szkła i ołowiu, kładło się żagiew (czyli hubę) i powtarzało się czynność tak długo aż srebro stawało się czyste.
Po zakończeniu przygotowań, srebro należało roztopić - w tym celu wkładało się je do tygielka, a gdy się trochę roztopiło, dosypywało się do niego trochę soli i natychmiast trzeba było przelać je do okrągłej formy, która powinna być podgrzana nad ogniem razem z roztopionym w niej woskiem. Jeśli srebro nie miało odpowiedniej jakości, topiło się je ponownie aż stawało się odpowiednie. Dodatkowo należało też przygotować roztwór z czystych drożdży oraz soli, w którym będzie się ono studziło po każdym rozgrzaniu.

Niello.
Popularną metodą zdobienia przedmiotów metalowych, stosowaną w złotnictwie, było niello. Polegała ona na wypełnianiu wzoru wyrytego w metalu pastą wykonaną z siarczków srebra, miedzi i ołowiu, którą następnie polerowało się w celu uzyskania granatowego lub czarnego koloru, kontrastującego z tłem. Mnich Teofil proponował przygotować czyste srebro i podzielić je na dwie części jednakowej wagi i dodać trzecią część czystej miedzi. Po wrzuceniu ich do tygielka, powinno się odważyć tyle ołowiu, ile wynosi połowa miedzi, którą dołożyło się do srebra, a następnie do miedzianego naczynka kruszyło się drobno siarkę, wrzucało ołów, a pozostałą ilość siarki wsypywało się do drugiego tygielka. Po stopieniu się srebra z miedzią konieczne było zamieszanie tych składników równo kawałkiem drewna i natychmiastowe wlanie do niego ołowiu oraz siarki z miedzianego naczynia, powtórne mieszanie węglem i szybkie napełnienie tygla z umieszczoną w nim siarką. Otrzymaną substancję trzeba było rozklepać, włożyć z grube naczynie, nalać wody i bardzo drobno rozkruszyć. Po wysuszeniu, uzyskanym proszkiem napełniało się gęsie pióra, brało fragment gumy o nazwie parahas i ucierało z wodą w tym samym naczyniu, aby woda trochę zmętniała.
Miejsce, które zamierzało się poczernić, najpierw nawilżało się wodą, a później wytrącało z pióra starte niello dopóki nie pokryło się danej powierzchni. Następnie należało doprowadzić do ponownego roztopienia niella, obkładając naczynie rozżarzonymi węglami.

Przykład kielicha zdobionego w technice niello, 2. połowa XII wieku,
źródło: http://www.ganoksin.com/borisat/nenam/nillo-work-10-1.htm

Oczyszczanie złota.
Aby je otrzymać należało wziąć jakiekolwiek złoto i kuć tak długo dopóki nie otrzymało się z niego cienkiej płytki o szerokości trzech palców i maksymalnej długości. Kolejną czynnością było wycięcie z niej części i równej długości i szerokości, położenie jedna na drugiej i przewiercenie cienkim pilnikiem. Następnie brało się dwa tygle, kruszyło glinę, rozdzielało na dwie części, dodając trzecią część soli, a także mocz i mieszało tak, aby się do siebie nie przyklejały. Następnie trzeba było nałożyć trochę tej mieszaniny w jeden tygiel, potem jedną część samego złota, znowu tę mieszankę i złoto - w ten sposób, żeby jedna warstwa nie stykała się z drugą. Wypełniało się naczynie aż po brzegi, przykrywało innym od góry, obkładało się gliną i suszyło na ogniu.
W międzyczasie przygotowywało się piec z kamieni i gliny, o wysokości dwóch stóp; w środku umieszczało się kamienie, a na nich naczynia ze złotem, a następnie okrywało innymi garnkami. Pozostawiało się je na ogniu przez całą noc, rano ponownie roztapiało się złoto, rozklepywało i wkładało do pieca tak, jak poprzednio. Pod upływie dnia i nocy wyjmowało się je, dodawało miedzi i znowu wkładało do pieca. Za trzecim razem należało uzyskane złoto umyć i wysuszyć, pozaginać i tak przygotowane zachować.

Niestety, nie dysponujemy zabytkami wykonanymi ze srebra lub złota, pochodzącymi z wykopalisk na Starym Mieście, dlatego dziś wyjątkowo zaprezentuję obiekty odkryte na terenie osady Truso.


Złoty pierścień, X-XI wiek, wymiary 2,1 x 2,3 x 2,25 cm, blacha o grubości 1 mm; fot. M. Bogucki

Srebrny pierścień, który umieszczony był wewnątrz medalionu skomponowanego z dwóch rozdzielaczy pasa,
około połowy X wieku, wymiary 1,1 x 0,14 x 3,3 cm, fot. L. Okoński.




Post powstał na podstawie: dzieła Mnicha Teofila Teofila kapłana i zakonnika o sztukach rozmaitych ksiąg troje, natomiast zdjęcia pochodzą z katalogu Truso. Między Weonodlandem a Witlandem autorstwa M .F. Jagodzińskiego.


wtorek, 3 lutego 2015

"Tulipan a sprawa europejska"

Na malowanych talerzach fajansowych w XVII i XVIII wieku bardzo często spotykanym motywem dekoracyjnym jest kwiat tulipana. Spotykamy go zarówno na wyrobach importowanych i na tych wytwarzanych przez miejscowych garncarzy. Lokalni rzemieślnicy przyjęli modę "na tulipany" zapewne za pośrednictwem wyrobów przywożonych przede wszystkim z terenu dzisiejszej Holandii.
Stosowanie do zdobienia wyrobów garncarskich tulipanów jest wyrazem swoistego uwielbienia tych kwiatów przez ówczesnych europejczyków, zjawiska określanego niekiedy nawet tulipomanią (takiego, bardzo trafnego określenia użył Zbigniew Herbert w książce "Martwa natura z wędzidłem" - na jej podstawie powstał ten post), po holendersku to tulpenwoede, czyli mania tulipanowa..




Pierwszy raz Europejczycy zapoznali się z tym kwiatem około połowy XVI wieku, kiedy to został on po raz pierwszy przywieziony z Imperium Otomańskiego przez posła austriackiego na dworze Sulejmana Wspaniałego w Konstantynopolu, który nazywał się Ogier de Busbecq.



Wkrótce cebulki tulipana, różnych jego odmian stały się źródłem bogactwa, ale również i krachu finansowego wielu ludzi, przedmiotem spekulacji, szczególnie w Holandii. 
Pierwsze udokumentowane objawy "umiłowania" tulipanów pochodzą już z początku XVII wieku, z Francji. W roku 1608 za jedną cebulkę rzadko spotykanej odmiany pewien malarz oddał swój młyn. Niekiedy cały posag to właśnie sadzonka tulipana. Gdzieś indziej za cebulkę tulipana został oddany cały browar...


Około połowy XVII wieku w Holandii znanych jest kilkaset odmian tulipana, których nazwy brzmią bardzo różnie, np.: "Szmaragd", "Królewski agat", "Diana", "Arlekin", "Pstry", "Dziewica", "Król". Jednak tym najbardziej cenionym był "Semper Augustus", który kosztował pięć tysięcy florenów, czyli równowartość domu z rozległym ogrodem. Niekiedy za cebulki płacono w naturze. I tak, cebulka tulipana o nazwie "Wice-Król", jego nabywcę kosztowała: dwa wozy pszenicy, cztery wozy żyta, cztery tłuste woły, osiem tłustych świń, dwanaście tłustych owiec, dwie beczki wina, cztery baryłki przedniego piwa, tysiąc funtów sera, łóżko, ubranie i srebrny puchar.
Nie ma się co zatem dziwić, że gorączka tulipanów ogarniała całe Niderlandy. Tym bardziej, że bardzo szybko rozchodziły się pogłoski o zdobywanych wielkich fortunach, jak np. o mieszkańcu Amsterdamu, który mając jedynie mały ogródek dorobił się w ciągu czterech miesięcy 60 000 florenów.


Kres tego szaleństwa przyszedł w 1637 roku. W kwietniu tegoż roku Stany wydały dekret, który anulował spekulacyjne umowy, a także ustalał maksymalną cenę za cebulkę tulipana na 50 florenów.
Znacznie dłużej tulipany były jednym z ulubionych motywów dekoracyjnych malowanych na naczyniach ceramicznych. W przypadku wyrobów lokalnego rzemiosła były malowane jeszcze na początku XIX wieku.
Dziś tulipana możemy kupić w każdej kwiaciarni za kilka złotych...

Źródło: http://www.auta24.com/holandia-samochody-do-wynajecia