piątek, 6 maja 2016

Być jak Benvenuto Cellini - codzienność elbląskiego złotnika

Pomyślne zdanie egzaminu mistrzowskiego czyniło z czeladnika pełnoprawnego, samodzielnego mistrza. Jeśli posiadał odpowiednie fundusze, mógł otworzyć pracownię. Złotnictwo było niezwykle intratnym zawodem. W średniowieczu złotnicy należeli do najbogatszych rzemieślników w mieście*. Równie zamożni byli ich klienci: bogaci kupcy, rzemieślnicy, przedstawiciele władz miejskich i kościelnych. Liczba klientów, pożądających wyjątkowych i luksusowych przedmiotów, rosła wraz z rozwojem gospodarczym miasta.

Petrus Christus The Goldsmith 1449 rok, Metropolitan Museum of Art [źródło: metmuseum.org]



Przynależność do cechu wpływała bezpośrednio na życie członków tej organizacji. Mistrz był moralnie zobowiązany do zawarcia związku małżeńskiego. Mało tego - reputacja kobiety, którą wybrał na żonę, musiała być nieskalana. W przeciwnym wypadku groziło mistrzowi wykluczenie z cechu. Nienaganne zachowanie dotyczyło także jego uczniów i czeladników. Przepisy te figurowały we wszystkich statutach złotniczych w Polsce. Poza tym jedynie żonaty mistrz mógł przyjmować uczniów i czeladników. Przydzielali ich starsi cechu. W każdym warsztacie razem z mistrzem mogło pracować maksymalnie pięć osób, nie wliczając w to syna mistrza. 

Nowe obowiązki

Pod czujnym okiem mistrza, uczniowie i czeladnicy, uczyli się i pracowali na jego rachunek. Złotnikowi zaś przybywało obowiązków związanych z funkcjonowaniem cechu. Tuż po wyzwolinach młody mistrz zasilał szeregi tzw. braci młodszych. Do jego obowiązków należało pomaganie starszym mistrzom cechowym m.in. organizowanie zebrań, zapisywanie spóźnionych, opieka nad sprzętem cechowym i kaplicą złotników w Kościele Św. Mikołaja.

Pieczęć elbląskiego cechu złotników XVII, Muzeum im. J. Dunin - Borkowskiego w Krośniewicach
 [źródło: KWM nr 1, 1981]


Złotnik mógł awansować do grona starszych mistrzów. Do tego gremium zaliczano złotników, którzy piastowali już urząd starszego cechu. Stanowisko to było obsadzane na okres dwóch lat, a kandydata zatwierdzała Rada Miejska. Starszy cechu reprezentował interesy bractwa. Trzymał pieczę nad skrzynią cechową, zawierającą dokumenty, pieczęć i pieniądze cechu. W jego domu odbywały się zgromadzenia mistrzów. Na koniec kadencji musiał rozliczyć się ze swojej działalności finansowej i przekazać majątek cechu następcy.

Morgensprache

Władzę nad całą organizacją sprawowało zgromadzenie wszystkich mistrzów. Jeśli mistrz chciał zwołać cech musiał wpłacić 10 szylingów do cechowej kasy. O terminie zebrań zawiadamiano poprzez obesłania pośród nich pierścienia cechowego. Był to duży sygnet z brązu. Głowicę pierścienia najczęściej zdobiono sceną przedstawiającą świętego Eligiusza w pracowni złotniczej. Tak właśnie wygląda zachowana cecha krakowskich złotników. Niestety podczas badań archeologicznych nie natrafiono na podobny przedmiot należący do elbląskiego cechu.

Cecha złotników krakowskich 1614 rok, MHMK [źródło: http://www.lokacjakrakow.tron.pl]
Obecność na zebraniach była obowiązkowa. Statuty przewidywały kary za spóźnienia i opuszczanie obrad. W XV wieku karano grzywną wysokości 1 dobrego szylinga. Sto lat później przepisy te zaostrzono: mistrz miał 15 minut aby stawić się na zebraniu, spóźnienie kosztowało go 10 złotych, a nieobecność karano 1 funtem wosku.

Zgromadzenia odbywały się w godzinach porannych, zwykle przed południem, dlatego nazywano je Morgensprache (niem. poranna rozmowa). Podczas zebrań rozstrzygano wszelkie sprawy dotyczące cechu: uchwalano nowe prawa, rejestrowano uczniów i czeladników, przyjmowano nowych mistrzów, pobierano składki i ściągano długi. Tutaj rozstrzygano spory pomiędzy mistrzami, rozpatrywano skargi klientów i czeladników oraz sądzono członków cechu, którzy nie przestrzegali przepisów. O tym, że zgromadzenia nie zawsze przebiegały w atmosferze wzajemnego szacunku i zrozumienia świadczą przepisy porządkowe i kary przewidywane za zakłócanie obrad. Używanie obraźliwych słów wobec innych członków karano 2 funtami wosku. Sprzeciwienie się starszemu cechu - 4 funtami wosku. Taka sama kara groziła starszemu mistrzowi, jeśli odnosił się źle do złotnika.


Kontrola warsztatów

Duża wagę przywiązywano do jakości wykonywanego rzemiosła. Przepisy ściśle określały ilość czystego kruszcu w stopie z jakiego wykonywano przedmioty. Od 1594 roku złotnicy mieli też obowiązek stemplowania własną sygnaturą wszystkich wyrobów o wadze powyżej 1 skojca. Statuty zobowiązywały starszych cechu do częstych kontroli warsztatów i oceny ich wyrobów. Od 1647 roku wizytujący mistrz, na potwierdzenie prawidłowości próby przedmiotu, przybijał znak miasta obok sygnatury złotnika.

Kontrola warsztatów była niezbędna przy tak kosztownym surowcu, jakiego używali złotnicy. Konieczność stapiania złota i srebra w stop z domieszką mniej szlachetnych metali, dawała sposobność do oszustw i manipulacji. Zwykle uchybienia w rzemiośle karano od sztuki 4 funtami specjalnego wosku. Przy poważniejszych przewinieniach stosowano surowsze kary. Złotnicy przyłapani na wytwarzaniu przedmiotów o zaniżonej wartości kruszcu stawali przed cechowym sądem. Karę ustalało zgromadzenie, a jej wysokość zależała od skali przewinienia. Jeżeli sytuacja powtórzyła się, karę podwajano. Złotnik, przyłapany trzykrotnie na tym procederze, zmuszony był zamknąć sklep. Statuty przewidywały surowe kary dla złotników farbujących swoje wyroby, aby uzyskać kolor imitujący większą zawartość kruszcu. Mistrzowie, którym udowodniono stapianie białej miedzi ze srebrem, tracili prawo do wykonywania zawodu. Złotnicy nie mogli wykonywać niczego z miedzi i mosiądzu, pozłacać monet, mosiężnych pierścieni i łańcuchów. Kara grzywny groziła także za wykonanie pieczęci z dostarczonego woskowego odcisku. Jeśli złotnik wiedział, że pieczęć ta nie była własnością danej osoby, a mimo to ukryłby ją, miał być pozbawiony rzemiosła.

Życie towarzyskie

Obowiązki obejmowały także życie towarzyskie. Wspólnie celebrowano uroczystości kościelne, święta cechowe, śluby i pogrzeby. Uchylanie się od nabożeństw podlegało karze (w Gdańsku była to grzywna wysokości 1/2 funta wosku lub jego równowartość). Przymusowy był też udział w procesjach. Wymigiwanie się od tej powinności kosztowało mistrza 2 funty wosku. Cechowym uroczystościom, zebraniom czy świętom kościelnym towarzyszyły zwykle wspólne biesiady. Spotkania obfitowały w jedzenie i alkohol, z czasem stawały się coraz wystawniejsze. W 1702 roku na same trunki cech elbląski wydał 54 floreny. Koszty wyzwolin na czeladnika lub mistrza kandydaci pokrywali z własnych kieszeni. Przy innych okazjach bankiet fundowano z kasy cechu, notując wydatki w księgach rachunkowych. Świętem wszystkich złotników był 1 grudnia, dzień św. Eligiusza, ustawowo wolny od pracy. Praca tego dnia była zabroniona pod karą 2 funtów wosku.

Po śmierci mistrza warsztat zwykle przejmował jego syn. W przypadku braku spadkobiercy żona złotnika mogła zatrzymać i nadal prowadzić warsztat tylko przez rok i jeden dzień. W XVII wieku, po upływie tego czasu, pozwalano wdowie zdecydować o dalszej przynależności do cechu. Jeżeli wyraziła taką wolę, musiała przyrzec, że trzymać będzie jedynie uczciwych czeladników, nie będzie przyjmować nowych uczniów i co roku będzie zgłaszać się do cechu.

Saliera autorstwa Benvenuty Celliniego 1540-1543 Kunsthistorische Museum in Wien
[źródło: wikipedia.pl]
Być może żaden z elbląskich złotników nie zyskał sławy tej rangi co Benvenuto Cellini. Niewielu zresztą mogło mierzyć się z jego talentem. Trudno też o lepsze miejsce do rozwoju kariery niż Włochy epoki renesansu. Gdy Benvenuto tworzył swoje misterne dzieła, w Polsce wciąż dominował styl charakterystyczny dla późnego gotyku. Nie znaczy to, że w Elblągu brakowało zdolnych złotników.  Przeciwnie, miasto od średniowiecza było silnym ośrodkiem złotniczego rzemiosła, o czym świadczy wczesne założenie własnej organizacji (1385 rok). Na wysoki poziom wytwórczości wpływała także bardzo silna konkurencja ze strony gdańskich złotników, bliskość głównej siedziby Zakonu Krzyżackiego oraz coraz bogatsi (a zatem bardziej wymagający) mieszkańcy miasta.

Znacznym zleceniodawcą był Zakon Krzyżacki, najzdolniejsi otrzymywali zlecenia od samego Wielkiego Mistrza. W zachowanej księdze malborskiego skarbca z lat 1399-1409 wielokrotnie występuje złotnik elbląski imieniem Wilhelm tudzież Willam. Spod jego rąk wyszło wiele przedmiotów zamówionych przez Wielkiego Mistrza m.in. paciorki do jego osobistego różańca, Relikwiarz (mający przynieść Zakonowi szczęście pod Grunwaldem) oraz pozłacane naczynia do picia, podarowane później książętom litewskim - Witoldowi i Zygmuntowi.

W 2. połowie XV wieku dwóch elbląskich złotników, niejaki Mikołaj (nieznany z nazwiska) oraz Grzegorz Newhoff, zostało przyjętych do zaszczytnego grona krakowskich mistrzów, co także przemawia za ich wysokimi umiejętnościami.


Dzban komunijny, srebrno pozłacane, Elbląg 1682 rok  [źródło: archiwum MAH]
Nie znamy zbyt wielu elbląskich mistrzów z imienia i nazwiska. W XVI wieku byli to Bastian Heine (autor pucharu cechu kramarzy) oraz Balcer Ninneffenig (relief przedstawiający św. Marcina dzielącego się swym płaszczem z żebrakiem). Czołowym mistrzem z końca XVII wieku był Daniel Stahlenbrecher (puchar z pokrywą z figurą wojownika), natomiast w XVIII Jakub Zayum.


*w Toruniu dodatkowo zarabiali na obrocie nieruchomościami i lichwie (wg T. Jasiński Rozwój złotnictwa toruńskiego do końca XV w.  AUNC XI z. 74 1977);

Bibliografia:

K. Szczepkowska-Naliwajek Złotnictwo Gotyckie 
K. Wanta Elbląski cech złotników od drugiej połowy XIV wieku do początku XIX  w.
B. Niemcewicz-Ledwoń Złotnictwo i konwisarstwo elbląskie od XVII do XIX w.
L.J. Kościelak Trzy cechowe tłoki pieczętne z Elbląga 

2 komentarze:

  1. Każde miasto ma swoich bohaterów. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. dziękujemy za komentarz :) elbląskich czasem trudno zidentyfikować ;)

    OdpowiedzUsuń