wtorek, 17 kwietnia 2012

Delft blue


Te biało-niebieskie naczynia holenderskie odnajdywane są podczas wykopalisk niemal na każdej elbląskiej parceli. Swą nazwę wywodzą od miasta, w którym zaczęła się ich historia. Delft, położone w zachodniej części Holandii, początkowo było ważnym ośrodkiem tkactwa i piwowarstwa. W 1654 roku wybuch stojącego w porcie statku z prochem, położył kres tym gałęziom produkcji. To nieszczęśliwe wydarzenie zbiegło się w czasie z rewolucją jaka dokonała się w początkach XVII wieku w wytwórczości holenderskich ceramików. W czasie odbudowy miasta pomieszczenia po opuszczonych browarach zaadaptowano na warsztaty garncarskie. Kilka z nich istniało już przed pożarem, jednak dopiero po tym zdarzeniu miasto stało się głównym ośrodkiem ceramicznym Holandii.
Technologia wyrobu fajansu znana była ceramikom niderlandzkim już w XVI wieku, dzięki emigrantom z północnych Włoch. Po wybuchu wojny z Hiszpanią (1575) import ceramiki z terenów Europy bardzo się zmniejszył, co zmusiło miejscowych garncarzy do zwiększenia produkcji i podniesienia jakości wyrobów. Garncarze niderlandzcy stworzyli własny styl łączący miejscową tradycję z włoską technologią, tzw. majolikę holenderską. Były to naczynia grubościenne, o szarym odcieniu, pokryte cynowym szkliwem. Do dekoracji stosowano niewielką paletę barw, obejmującą błękit, żółć i zieleń, rzadziej czerń i czerwień. Przełom w wytwórczości nastąpił po zetknięciu się ceramików holenderskich z chińską porcelaną. Popularność jaką zdobyły te delikatne, białe naczynia z Dalekiego Wschodu skłoniła tutejszych wytwórców do podjęcia próby ich naśladownictwa. Proces wyrobu porcelany był przez Chiny pilnie strzeżony i niedostępny ceramikom europejskim, dlatego pomysł ten okazał się złotym interesem.
Naczynia wykonywano ze specjalnie przygotowanej masy niezawierającej związków żelaza, na kole garncarskim lub przy użyciu form. Następnie suszono i wypalano w niskiej temperaturze na tzw. biskwit, aby utrwalić kształt naczynia. Po wypaleniu naczynie miało barwę kremową i było bardzo kruche. Pokrycie szkliwem cynowym lub cynowo-ołowiowym wzmacniało je i czyniło nieprzepuszczalnym dla płynów. Po wypaleniu szkliwo stawało się nieprzeźroczyste i nadawało naczyniom białą barwę, upodabniając je do porcelany. W swoim naśladownictwie Holendrzy posunęli się znacznie dalej pokrywając naczynia niebieską dekoracją kopiowaną wprost z chińskich naczyń. Do malowania używano farby z barwnikiem kobaltowym. Dekorację nanoszono na wilgotne szkliwo i spryskiwano szkliwem ołowiowym (kwaart). Kwaart pokrywał naczynia cienką przeźroczystą powłoką, nadając im blask i ożywiając barwy. Następnie naczynia wypalano po raz drugi w wysokiej temperaturze. W XVIII wieku wprowadzono trzeci rodzaj wypału, tzw. muflowy, w temperaturze ok. 600°C, pozwalający na rozszerzenie palety barw o kolory stosowane naszkliwnie, wymagające wypalania w niższej temperaturze.
Duże podobieństwo do chińskiej porcelany i nieznajomość techniki produkcji spowodowało, że w XVII - wiecznej Europie fajanse wytwarzane w Delft uznawano powszechnie za odmianę porcelany. Podobnie określał je patent otrzymany w 1614 roku, przez ceramika Claesa Jansz Wijtmansa. Sami wytwórcy określali swoje wyroby mianem porselein.
Wysoka jakość, dorównująca chińskim pierwowzorom oraz dużo niższa cena przyczyniły się do sukcesu fajansów z Delft na rynku europejskim. Ilość tego rodzaju wyrobów odnajdowanych w Elblągu świadczy o ich dużej popularności i powszechności. Jest także kolejnym świadectwem silnych kontaktów jakie łączyły Elbląg i Niderlandy.
Naczynia w typie delft blue; fot. archiwum MAH

1 komentarz: